Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność" - pierwsza od 1948 roku legalna niekomunistyczna organizacja tego rodzaju od Łaby do Władywostoku - powstał w wyniku porozumień między strajkującymi a rządem, zawartych w Gdańsku 31 sierpnia 1980 r. Jednak to historyczne wydarzenia nie nastąpiło nagle i niespodziewanie. Poprzedziły je dwa dziesięciolecia dojrzewania społecznego oporu przeciw reżimowi komunistycznemu.
Opór wobec komunistów zaczął ujawniać się około 1962 roku, gdy coraz szersze stawało się rozczarowanie polityką szefa polskiej partii komunistycznej Władysława Gomułki. Gomułka był bohaterem 1956 roku, który zdołał drogą negocjacji powstrzymać inwazję sowiecką na Polskę, dokonał daleko idącej destalinizacji i rozbudził w Polakach ogromne nadzieje na przyszłość, zyskując ogromną popularność, a nawet autentyczne poparcie Kościoła katolickiego.
W ciągu kilku lat jednak Gomułka porzucił program reform i wybrał bardzo konserwatywny, dość prymitywny wariant komunistycznej polityki gospodarczej, społecznej i kulturalnej, określany wówczas przez krytyków jako "dyktatura ciemniaków". Najpierw wywołała ona sprzeciw intelektualistów: w 1964 roku 34 z nich opublikowało list protestacyjny przeciw cenzurze i w ogóle restrykcyjnej polityce kulturalnej.
Wkrótce potem, w latach 1965-66, doszło do głębokiego konfliktu państwa z Kościołem, a następnie w marcu 1968 roku do wielkich rozruchów studenckich w głównych miastach Polski oraz do podłej kampanii antysemickiej, w wyniku której Polskę opuściło na zawsze co najmniej 20.000 Polaków pochodzenia żydowskiego. Udział armii polskiej w inwazji na sąsiednią Czechosłowację, która podjęła podziwiane w Polsce reformy, wywołał powszechne rozgoryczenie.
W konfliktach lat 60-tych, jak widać, sprzeciw wobec reżimu komunistycznego demonstrowały prawie wyłącznie środowiska intelektualne i inteligenckie, a szerokie masy społeczeństwa robotnicy i chłopi zachowywali się raczej pasywnie.
Sytuacja odwróciła się w grudniu 1970 roku, gdy w wyniku drastycznych podwyżek cen żywności doszło w polskich miastach portowych Gdańsk, Gdynia, Szczecin i Elbląg do strajku i wielkich rozruchów robotniczych, podczas których m.in. zaatakowano i zniszczono siedziby partii. Gwałtowne, żywiołowe rozruchy stłumiła armia i milicja, doszło wówczas do użycia broni palnej. Zginęło ponad 50, a rannych było około 700 osób.
Jako 11-letni chłopiec słuchałem wówczas rozmów moich rodziców z przyjaciółmi o sytuacji w kraju i jego przyszłości. Konkluzja tych rozmów była mniej więcej taka: W 1968 roku milicja maltretowała studentów, a robotnicy ich nie poprali, teraz strzelają do robotników na Wybrzeżu, a my siedzimy w domu. Tak dalej być nie może! Następnym razem musimy działać razem!
Ten następny raz wydarzył się dopiero za sześć lat, ponieważ znienawidzony i ośmieszony szef partii Władysław Gomułka i cała jego ekipa "ciemniaków" utraciła stanowiska, a jego miejsce zajął komunistyczny technokrata Edward Gierek, który za cel swych rządów uznał szybką modernizację zacofanego kraju i nawiązanie bliższych, partnerskich stosunków z państwami Zachodu, a także pewną liberalizację stosunków wewnętrznych np. poprzez złagodzenie cenzury oraz nieco większą swobodę podróżowania, a ponadto poprawę stosunków z Kościołem katolickim.
Realizacja tego programu przyniosła początkowo pewną sympatię i zaufanie dla Edwarda Gierka. Kapitał ten wyczerpał się jednak w 1976 roku, gdy Polska weszła w ciężki kryzys gospodarczy, spowodowany ogromnym zadłużeniem kraju na Zachodzie przy równoczesnym braku faktycznej modernizacji gospodarki. Pierwszym symptomem kryzysu były ponowne podwyżki cen żywności w czerwcu, które natychmiast wywołały gwałtowne protesty robotników, tym razem w podwarszawskich ośrodkach przemysłowych Radom i Ursus.
Podczas tłumienia demonstracji milicja nie używała tym razem broni palnej, lecz wykazała się szczególną brutalnością i okrucieństwem. Kilkaset uwięzionych było systematycznie maltretowanych, około stu osobom wytoczono procesy, kończące się wyrokami wieloletniego więzienia. Na wiadomość o tym grupa nastawionych antyreżimowo młodych inteligentów, w tym aktywistów 1968 roku z Warszawy zaczęła organizować wsparcie prawnicze i lekarskie dla więźniów i sądzonych oraz wsparcie materialne dla ich rodzin oraz dla tysięcy osób wyrzuconych z pracy.
We wrześniu 1976 roku osoby udzielające pomocy robotnikom stworzyły organizację pod nazwą Komitet Obrony Robotników, znaną szeroko pod skrótem KOR. Jej koncepcja była ważnym novum w krajach realnego socjalizmu, gdyż KOR działał jawnie, a nie konspiracyjnie, przez co władze komunistyczne nie mogły postawić jego członkom zarzutu organizowania tajnego antypaństwowego spisku, zawsze zagrożonego nadzwyczaj surowymi karami. Ponadto nie deklarowała celów politycznych, a tylko wsparcie dla robotników, będących rzekomo filarem ustroju komunistycznego, co czyniło jawne i ostre represje przeciw takiej organizacji rzeczą ideologicznie niewygodną dla władz.
Naturalnie, represje policji politycznej (Służby Bezpieczeństwa) wobec członków KOR, takie jak krótsze lub dłuższe aresztowania, rewizje, inwigilacja, konfiskata mienia, czasami wyroki sądowe były na porządku dziennym. Władze komunistyczne w Polsce nie zdecydowały się jednak ani na fizyczną likwidację członków KOR-u, ani nawet na posłanie ich na wiele lat do więzień czy wydalenie za granicę Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej[1].
W 1977 roku do kolejnego ważnego incydentu doszło w Krakowie. 7 maja w samym środku miasta znaleziono tam zwłoki studenta, Staszka Pyjasa, który był jednym z czynniejszych współpracowników KOR-u w moim mieście. To zabójstwo, którego sprawczynią była prawie na pewno polska Służba Bezpieczeństwa, wywołało powszechne oburzenie studentów w Krakowie i w całej Polsce. Doszło do wielkiej demonstracji, podczas której ogłoszono powstanie Studenckiego Komitetu Solidarnościowego. W ten sposób partia straciła bezpowrotnie wpływ na kolejne środowisko w Polsce.
Mogłem osobiście obserwować to moralne bankructwo komunizmu w oczach młodej generacji, gdyż w październiku 1977 zaczynałem studiowanie historii na czcigodnym Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Proszę sobie wyobrazić, że wśród kolegów i koleżanek, którzy zaczęli studia rok wcześniej, około 30% zostało kandydatami lub członkami partii komunistycznej, tymczasem w moim roczniku (i w rocznikach następnych) nie było już ani jednego członka partii.
Od jesieni 1976 roku w Polsce zaczęło powstawać wiele różnych organizacji opozycyjnych, w tym pierwsze tajne partie polityczne, stawiające sobie za cel likwidację komunizmu i zerwanie zależności od ZSRR. Zaczęto na wielką skalę drukować niecenzurowaną, a więc nielegalną, prasę. Zaczęły działać opozycyjne think-tanki, niezależne kursy na poziomie uniwersyteckim etc etc. Wielką rolę z punktu widzenia przyszłej "Solidarności" odegrały utworzone wówczas podziemne Wolne Związki Zawodowe, doskonalące współpracę środowisk robotniczych z inteligenckimi.
Kolejnym, bardzo ważnym impulsem dla tendencji emancypacyjnych polskiego społeczeństwa okazał się wybór arcybiskupa krakowskiego, kardynała Karola Wojtyły, na papieża. Przybrał on imię Jana Pawła II. Nastąpiło to październiku 1978 roku. W czerwcu 1979 roku papież przyjechał do Polski, a jego pielgrzymka do ojczyzny okazała się prawdziwym przełomem duchowym. Jan Paweł II - co oczywiste - nie wzywał Polaków do buntu, a nawet nie unikał uprzejmych kontaktów i konstruktywnych rozmów z władzami komunistycznymi. Jednak już pierwsze jego kazanie, wygłoszone w Warszawie, w którym padły słowa: Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi!... Tej ziemi! zelektryzowało wszystkich porządnych ludzi w Polsce. Wielkie napięcie, w jakim żyło wówczas społeczeństwo, oraz bardzo głębokie przekonanie o konieczności "odnowienia oblicza" Polski uzewnętrzniło się już po upływie roku.
Ponieważ sytuacja gospodarcza w kraju nie poprawiała się, już w lipcu 1980 roku rozpoczęły się strajki, które władze początkowo gasiły zaspokajając lokalnych żądania płacowe pracowników. Gdy 14 sierpnia wybuchł strajk w Stoczni im. Lenina w Gdańsku, jego powstrzymanie środkami dostępnymi na miejscu okazało się niemożliwe, ponieważ kierownictwo nad nim przejęli doświadczeni działacze Wolnych Związków Zawodowych, Bogdan Borusewicz (dzisiejszy marszałek polskiego Senatu), Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda i oczywiście Lech Wałęsa, który został przywódcą strajku. W ciągu kilku dni do strajkujących w Gdańsku przyłączyli się opozycyjni eksperci z Warszawy, mający dobrą orientację w sprawach polityki, prawa i mediów. Strajk wsparł gdański biskup i duchowieństwo katolickie.
W ciągu kilku dni do strajku w stoczni gdańskiej dołączyły się wszystkie de facto zakłady w mieście, a zaraz potem na całym polskim wybrzeżu. Po upływie kolejnych dziesięciu dni strajk objął kopalnie węgla na Górnym Śląsku i tamtejsze centrum przemysłowe i strajk rozlewał się na teren całej Polski.
Przywódca strajku Lech Wałęsa urodził się w 1943 roku jako chłopski syn w Popowie. Ukończyła zasadniczą szkołę zawodową jako elektryk samochodowy. Od 1967 roku pracował w stoczni gdańskiej. Wkrótce potem poślubił Danutę, z którą ma ośmioro dzieci. Był aktywnym uczestnikiem i jednym z przywódców strajku w grudniu 1970 roku. W okresie represji wobec uczestników tych wydarzeń, zmuszony został do współpracy z polską Służbą Bezpieczeństwa, ale wkrótce ją zerwał.
Po 1976 roku związał się z nielegalnymi Niezależnymi Związkami Zawodowymi w Gdańsku, nie był jednak ich przywódcą. Wysunięty na czoło komitetu strajkowego w stoczni jako popularny robotnik i dobry mówca, udowodnił, że na niezwykły instynkt polityczny i charyzmę, które pozwoliły mu zostać niekwestionowanym przywódcą wielomilionowego związku i przyniosły mu Pokojową Nagrodę Nobla w 1983 roku.
Władze w Warszawie jak najbardziej rozważały użycie siły przeciw strajkującym, ale - spierając się o przywództwo i metody działania - nie podjęły takiej decyzji w odpowiednim momencie. Pod koniec sierpnia, gdy strajkowało już 4/5 województw w Polsce biuro polityczne partii komunistycznej stwierdziło, że możliwość interwencji siłowej już po prostu nie istnieje.
W takiej sytuacji, jak już wspomniałem, 31 sierpnia 1980 roku Lech Wałęsa i wicepremier Mieczysław Jagielski podpisali 21-punktowe porozumienie, obejmujące kwestie socjalno-płacowe, prawo do strajku, przestrzegania praw człowieka, ale także np. postanowienie o nadawaniu w radio cotygodniowej Mszy Św. Najważniejszym i najdłużej negocjowanym postulatem była zgoda władz komunistycznych na utworzenie nowego, niezależnego od partii związku zawodowego, ograniczonego w swych działaniach jedynie postanowieniami konstytucji PRL. Nowy związek otrzymał nazwę "Solidarność".
W konsekwencji tych wydarzeń w pierwszych dniach września władzę w Polsce utracił Edward Gierek, krytykowany przez część działaczy komunistyczny za to, że nie użył przeciw strajkowi siły, a przez inną część za to, że nie podjął na czas reform gospodarczych i naprawy państwa. Nowym szefem partii został partyjny reformator Stanisław Kania.
Solidarność została formalnie zarejestrowana przez sąd dopiero 10 listopada 1980 roku, ale do tej pory była już ona potężną organizacją, liczącą w tym czasie już 4,5 miliona członków. Dla porównania podajmy, że polska partia komunistyczna miała w tym czasie 3,3 miliona członków. Warto zaznaczyć, że około 12% członków Solidarności było równocześnie członkami partii komunistycznej. W cieniu tzw. Wielkiej Solidarności, powstało m.in. Niezależne Zrzeszenie Studentów oraz Solidarność Rolników Indywidualnych i dziesiątki innych organizacji
Po upływie roku Solidarność miała już 9,5 miliona członków i stała się potężną, lecz bardzo trudną do kierowania siłą polityczną, gdyż bardzo zróżnicowaną wewnętrznie. Reprezentowane były w niej wszystkie grupy zawodowe, włącznie z artystami, pisarzami, dziennikarzami telewizyjnym etc. byli w jej szeregach marksiści reformatorzy, byli antykomuniści wszelkiego koloru i temperamentu, byli zwolennicy kompromisów i skrajni radykałowie. Były też - naturalnie - tysiące tajnych agentów i prowokatorów policji politycznej.
Ta ogromna organizacja prędko zaczęła rozszerzać swą agendę poza klasyczne zadania związku zawodowego. Wkrótce np. wymusiła uchwalenie nowej stosunkowo liberalnej ustawy o cenzurze. Przy zarządzie związku powstały różnorodne komisje eksperckie, które analizowały różne poszczególne życia w Polsce, m.in. krajowej gospodarki, komunikacji, transportu, środowiska naturalnego, opieki zdrowotnej i służby zdrowia, edukacji, nauki i kultury etc. Komisje ekspertów przygotowywały raporty na temat aktualnego stanu oraz plany reform i zmian. W ten sposób Solidarność wykazywała, że - jeśli zajdzie taka potrzeba - będzie w stanie przejąć odpowiedzialność za kraj. Polscy komuniści, rozumieli to i zdawali sobie sprawę, że - jeśli w Polsce zapuści korzenie powstające właśnie pluralistyczne społeczeństwo obywatelskie - ich partia zostanie wkrótce zmieciona z powierzchni ziemi.
W okresie legalnego działania Solidarności, czy jak niektórzy mówili "karnawału Solidarności" najważniejszym i najbardziej żywo dyskutowanym problemem było to, czy Sowieci zdecydują się na interwencję zbrojną w Polsce, czy nie. Moskwa i inne komunistyczne stolice były w najwyższym stopniu zaniepokojone i wściekłe na bezradność władz w Polsce. Sytuacja wyglądała bardzo groźnie, gdyż wojska sowieckie skoncentrowały się nad granicą Polski, marynarka sowiecka prowadziła wielkie manewry w pobliżu Gdańska, a armie NRD i Czechosłowacji planowały wkroczenie na dawne niemieckie tereny na zachodzie Polski.
Przywódcy głównych państw Zachodu skierowali jesienią 1980 roku szereg ostrzeżeń pod adresem Moskwy, nalegając na zaniechanie planów inwazji wojskowej na Polskę. Ostatecznie - a wiemy to dziś z całą pewnością - na początku grudnia 1980 władze sowieckie podjęły decyzję, że nie będzie takiej interwencji. Moskwa po prostu nie mogła sobie pozwolić na drugi Afganistan.
Władze polskie ponaglane przez Moskwę od października 1980 roku pracowały nad planem zniszczenia "Solidarności", a afisze ogłaszające wprowadzenie stanu wojennego w Polsce, nawiasem mówiąc dla zachowania całkowitej tajemnicy wydrukowane w Moskwie, od grudnia 1980 czekały w piwnicach polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na moment, kiedy będzie można je rozplakatować. Z upływem miesięcy w kraju ogarniętym coraz głębszym kryzysem gospodarczym i rozdzieranym konfliktami politycznymi rosła rola armii i jej szefa, ministra obrony generała Wojciecha Jaruzelskiego (1923-2014). W lutym 1981 r. został on premierem, a w październiku tego roku także szefem partii komunistycznej.
Zmarły w tym roku generał Jaruzelski był wyjątkowo skomplikowaną postacią, o której interpretację Polacy spierają się do tej pory. Był synem szlacheckim, wychowankiem zakonnego gimnazjum. Podczas wojny sowieci deportowali go z rodziną do gór Ałtaju, gdzie pracował przy wyrębie drzew i innych ciężkich robotach. Tam z wycieńczenia zmarł jego ojciec. W 1943 roku Jaruzelski został zmobilizowany do oddziałów wojskowych, organizowanych w ZSRR przez polskich komunistów. Tam skończył kurs oficerski. Walczył do końca II wojny światowej i był podobno bardzo cenionym żołnierzem. Pomimo ciężkich, a nawet tragicznych doświadczeń w ZSRR został gorliwym komunistą i współpracownikiem budzącego zgrozę kontrwywiadu wojskowego. W wojsku szybko robił karierę, w 1965 został ministrem obrony i na tym stanowisku odpowiadał za antysemickie czystki w armii w latach 1968-1969, a następnie za stłumienie robotniczych rozruchów na wybrzeżu w 1970 roku.
We wrześniu 1981 w Gdańsku odbył się wielki zjazd delegatów NSZZ Solidarność, podczas którego związek podjął szereg fundamentalnych decyzji programowych. Uchwalił także Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej, które zachęcało ich do walki o prawa pracownicze oraz prawa człowieka i demokrację. Treść posłania wywołała oburzenie władz komunistycznych w wielu krajach, obawiających się rozprzestrzeniania się "polskiej choroby". Szczególne obawy władz w Polsce wywołały z kolei listopadowe narady kierownictwa Solidarności, które zastanawiało się, w jaki sposób doprowadzić do przeprowadzenia w kraju wolnych i demokratycznych wyborów parlamentarnych.
Tymczasem sytuacja gospodarcza w kraju stawała się katastrofalna, polska waluta traciła z tygodnia na tydzień na wartości, większość artykułów żywnościowych była reglamentowana, sklepy ziały pustkami, po 10 litrów benzyny trzeba była stać w kilometrowych kolejkach. W tej sytuacji władze sowieckie zapowiedziały, że jeżeli Solidarność nie zostanie "zneutralizowana", w 1982 roku Polska otrzyma tylko połowę zwykłych dostaw gazu i paliw płynnych oraz innych ważnych surowców.
W takiej sytuacji Jaruzelski podjął decyzję o realizacji od dawna gotowych planów wprowadzenia stanu wojennego w Polsce w nocy z 12. na 13. grudnia 1981 roku. Rządy w kraju objęła junta pod nazwą Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Zaraz po północy w całym kraju wyłączono telefony, a wojsko obsadziło radio i telewizję. Na ulice najważniejszych miast wyjechały czołgi i wojskowe patrole. Zaczęło się szturmowanie siedzib Solidarności. Po północy rozpoczęły się również aresztowania według list proskrypcyjnych obejmujących ok. 4500 nazwisk. Wśród aresztowanych był Lech Wałęsa i 80% kierownictwa związku. Około tysiąca osób uniknęło aresztowania dzięki błyskawicznej ucieczce lub szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Z czasem liczba internowany doszła do 5.300 osób.
Prof. Władysław Bartoszewski, ekspert Solidarności, a po obaleniu komunizmu polski minister spraw zagranicznych, internowanych tej nocy, opowiadał mi jak po aresztowaniu wsadzono go i innych działaczy do wojskowego samolotu, który odleciał nocą w nieznanym kierunku. Bartoszewski, doświadczony więzień Auschwitz oraz więzień stalinowskich, wspominał że po pewnym czasie spytał dowódcę eskorty, dokąd lecą. Na co oficer ten odpowiedział "przez zęby" jednym krótkim zdaniem "Pozostajemy na obszarze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej". Była to niby informacja bezwartościowa, ale wykluczała największe zagrożenia dla więźniów, a mianowicie wywiezienie ich do ZSRR i oddanie w ręce KGB, co było rozwiązaniem stosowanych w krajach bloku komunistycznego wobec przeciwników reżimu, uważanych za najniebezpieczniejszych.
Następnego dnia od rana telewizja nadawała w kółko przemówienie Jaruzelskiego i informacje o wprowadzeniu godziny policyjnej w całym kraju, zakazie podróżowania i cenzurze prywatnej korespondencji, militaryzacji najważniejszych instytucji i zakładów w państwie itd. W odpowiedzi na wprowadzenia stanu wojennego w około 300 największych zakładach przemysłowych w Polsce doszło do strajków okupacyjnych, które do końca grudnia 1981 roku likwidowane były przez milicję i wojsko. Atakujący przeważnie unikali używania broni palnej (Warszawa nie dawała na to zezwolenia), jednak 16 grudnia w kopalni węgla "Wujek" w Katowicach podczas ciężkich walk 2.500 milicjantów i 3.000 górników, specjalny oddział milicji zastrzelił 9 i ranił 22 górników. W sumie podczas stanu wojennego, a trwał on do 22 lipca 1983 roku zamordowanych i zabitych zostało ponad 50 osób związanych z Solidarnością.
Po złamaniu strajków w styczniu 1982 roku zdelegalizowano Solidarność, a wkrótce potem wszystkie organizacje z nią związane, w tym nawet tak tradycyjne jak Związek Literatów Polskich. Zaczęły się szeroko zakrojone represje indywidualne z pracy usunięto 70 redaktorów naczelnych czasopism i 14 rektorów wyższych uczelni, tysiące dziennikarzy i artystów straciło pracę. Wiele tysięcy działaczy i sympatyków Solidarności zmuszono do emigracji z Polski.
W odpowiedzi na taką falę represji Solidarność zeszła do podziemia. Jej przywódcą był Zbigniew Bujak, który skutecznie działał w konspiracji od grudnia 1981 do maja 1986, kiedy został aresztowany. Jak się szacuje, bezpośrednio i pośrednio w podziemną działalność zaangażowanych było do 300.000 osób, a w szczytowym okresie składki na podziemną Solidarność opłacało około miliona osób. Konspiratorom udało sie odtworzyć struktury regionalne i lokalne związku, stworzyć sieć zaufanych ludzi we wszystkich prawie zakładach pracy. Wielkim i z dzisiejszej perspektywy interesującym obszarem konfrontacji z władzami była walka z ich monopolem informacyjnym. Ogromne rozmiary osiągnęła działalność podziemnej prasy. W Polsce ukazywało się podczas stanu wojennego około 600 mniejszych i większych tytułów. Rekordzistą był "Tygodnik Mazowsze", który ukazywał się nieprzerwanie od 1982 do 1989 roku. Wydawano wiele książek, w tym np. w pełni wartościową naukową monografie Jerzego Holzera Solidarność 1980-1981. Geneza i historia, którą przygotowując ten wykład znalazłem w mojej bibliotece. Zmorą władz komunistycznych było Radio Solidarność, nielegalne radio nadające lokalnie w Warszawie. Posługiwało się ono automatycznymi stacjami nadawczymi własnej konstrukcji w walizkach, które konspiratorzy podrzucali w strategicznych punktach miasta. Ba, udało się nawet zakłócić sygnał telewizyjny podczas transmisji przemówienia Jaruzelskiego. Działalność konspiracyjna pociągała za sobą ofiary. W samym tylko 1982 roku (nie licząc internowanych) aresztowano ponad 12.000 osób, spośród których skazano, najczęściej przed sądami doraźnymi ponad 5.000 osób.
Warto w tym kontekście podkreślić, że cechą charakterystyczną "wielkiej gry" pomiędzy komunistyczną władzą a podziemną opozycją, było przestrzeganie pewnych granic: podziemna Solidarność w żadnym wypadku nie stosowała zbrojnego oporu lub metod terrorystycznych, pomimo, że było to jak najbardziej w zasięgu jej możliwości technicznych i personalnych. Policja polityczna z kolei tylko z rzadka maltretowała i torturowała internowanych i aresztowanych, a sądy nie wydawały wyroków cięższych niż 10 lat więzienia, a co najważniejsze morderstwa na opozycjonistach zdarzały się rzadko.
Od tych reguł były jednak wyjątki. Największe znaczenie miało zabójstwo 37-letniego księdza Jerzego Popiełuszki z Warszawy. Był on jednym z najbardziej aktywnych zwolenników podziemnej Solidarności wśród polskiego duchowieństwa katolickiego i zyskał ogromną popularność w Warszawie i w całej Polsce. W dniu 19 października 1984 został uprowadzony przez trzech oficerów komunistycznej służby bezpieczeństwa, którzy go okrutnie pobili, a następnie związanego wrzucili do jeziora, gdzie zginął. Ponieważ przeżył świadek porwania księdza, wiadomość o jego losie przedostała sie do opinii publicznej i doprowadziła do wielkich akcji protestacyjnych w Warszawie i całej Polsce. Sytuacja była tak wybuchowa, że Jaruzelski zdecydował o aresztowaniu sprawców, którzy - jak się wydaje - działali na zlecenie jakiejś specjalnej frakcji w policji politycznej. Oskarżonym policjantom udowodniono winę i wkrótce skazani zostali na karę więzienia od 14 do 25 lat. Mimo bezprecedensowej otwartości władz w sprawie zabójstwa błogosławionego dziś księdza Jerzego, jego męczeńska śmierć oznaczała ostateczny moralny upadek władz komunistycznych w oczach polskiego społeczeństwa. Ponadto właśnie w latach 1985-1986 społeczeństwo uzmysłowiło sobie, że rządy twardej ręki, jakie uprawiał generał Jaruzelski, nawet w sprawach gospodarczych nie są ani kompetentne i ani efektywne, a żaden z przejawów gospodarczej katastrofy, jaka nękała Polskę, nie został zażegnany. Co więcej, wraz z dojściem do władzy Michaiła Gorbaczowa w ZSRR w 1985 roku okazało się, że nawet w ZSRR odrzucono ortodoksję komunistyczną w gospodarce i życiu społecznym oraz uznano, że daleko idące zmiany są konieczne. W ten sposób w Polsce grunt pod nogami stracił "beton partyjny", jak określano wszelakich post-stalinistów i komunistycznych jastrzębi.
W tej sytuacji już od jesieni 1986 roku zarówno po stronie rządowej jak i opozycyjnej zaczęto przygotowywać grunt pod wielką przebudowę ustroju i państwa. I tak do końca tego roku z więzień wypuszczeni zostali wszyscy więźniowie polityczni. Cenzura wciąż istniała, lecz ze zwalała na publikacje, które byłyby wcześniej surowo zakazane np. książki na temat sowieckiej zbrodni w Katyniu, albo powieści George'a Orwella. Obywatele otrzymali paszporty na stałe i mogli wedle własnego uznania wyjeżdżać za granicę. Stopniowo ujawniały się formalnie wciąż nielegalne struktury Solidarności. Rząd rozpoczął prace nad zmianą podstaw ustroju gospodarczego Polski poprzez wprowadzenie całkowitej wolności gospodarowania oraz równości wszystkich podmiotów gospodarczych.
Ostateczny impuls w kierunku transformacji przyniósł rok 1988. W kwietniu w wielu ośrodkach doszło ponownie do strajków, których rząd nie był w stanie wygasić przez wiele miesięcy. Od sierpnia 1988 roku rząd komunistyczny z własnej inicjatywy prowadził rozmowy z Lechem Wałęsą na temat wyjścia z politycznego impasu i gospodarczego kolapsu. Lech Wałęsa, który był internowany do końca 1982 roku, zdołał uniknąć wszelkich prób zmanipulowania lub skompromitowania go, jakie wielokrotnie podejmowała policja polityczna. Wyszedłszy na wolność był pod stałą kontrolą służby bezpieczeństwa i nie zaangażował się bezpośrednio w pracę podziemnej Solidarności, ale utrzymywał z nią konspiracyjne kontakty i koordynował swe działania. W związku z tym, gdy w 1988 roku nadszedł czas przemian, Lech Wałęsa cieszył się w społeczeństwie autorytetem jeszcze większym niż w chwili, gdy Jaruzelski wprowadzał stan wojenny. Był gotów do przejęcia politycznego przywództwa w Polsce, a swoją pozycję potwierdził podczas telewizyjnej debaty z szefem rządowych związków zawodowych, którego Wałęsa po prostu zmiażdżył.
W grudniu 1988 roku powstał 120-osobowy Komitet Obywatelski przy Przewodniczącym Solidarności, którego członkowie reprezentowali różne nurty i profile polskiej opozycji. Oznaczało to, iż Solidarność, której ponowna legalizacja była sprawą przesądzoną, miała w ówczesnej sytuacji spełniać klasyczne funkcje związku zawodowego, a ciężar decyzji politycznych przeniesiony został do Komitetu Obywatelskiego. Do Komitetu Obywatelskiego nie zaproszono przedstawicieli radykalnej opozycji, wzywających do natychmiastowego zerwania z komunizmem i ZSRR oraz do dekomunizacji i surowego karania komunistycznych zbrodni. Rozbicie jedności opozycji stało się po pewnym czasie najważniejszą osią konfliktu politycznego w nowej Polsce.
Rozmowom pomiędzy stroną rządową a Komitetem Obywatelskim nadano formę obrad okrągłego stołu. Trwały ono od 6 lutego do 5 kwietnia 1989 roku. W ich wyniku postanowiono, że Solidarność zostanie ponownie zalegalizowana. Nastąpiło to 17 kwietnia oraz że 4 czerwca 1989 roku przeprowadzone zostaną wybory parlamentarne według zupełnie nowej ordynacji wyborczej, która skonstruowana była tak, aby wpuścić do polskiego parlamentu silną reprezentację opozycji, ale równocześnie zagwarantować stronie rządowej i jej sojusznikom bezpieczną większość. Efekt ten osiągnąć miano przeznaczając 65% miejsc w Sejmie dla kandydatów listy krajowej, a tylko 35% miejsc dla osób kandydujących z list zgłaszanych w sposób demokratyczny. Wybory do nowo utworzonego i pozbawionego silnych kompetencji Senatu miały być w pełni demokratyczne.
Kombinacja ta doprowadziła w czerwcu do ciężkiej klęski wyborczej władz komunistycznych, gdyż prawnicy tej strony nie zauważyli, iż głosujący mogą wybrać owe 35% wolnych kandydatów i zarazem nikogo nie wybrać z list rządowych. Dzięki temu tzw. "drużyna Lecha Wałęsy", jak nazywano kandydatów Klubu Obywatelskiego, zdobyła 99% miejsc w Senacie oraz wszystkie 35% miejsc przeznaczonych do wolnego wyboru (z wyjątkiem jednego), a komuniści nie byli w stanie obsadzić żadnego z 65% mandatów zarezerwowanych dla nich i ich sojuszników (z wyjątkiem dwóch). Wprawdzie wkrótce potem Komitet Obywatelski zgodził się na dodatkową turę wyborów, podczas której wybrano dodatkowych posłów, ale od 4 czerwca 1989 roku to już dotychczasowa opozycja była decydującą siłą polityczną w Polsce.
Pozwolę sobie wspomnieć, że podczas tych wyborów, będąc świeżo upieczonym doktorem z ramienia krakowskiego Klubu Obywatelskiego prowadziłem kampanię wyborczą w jednej z podkrakowskich gmin wiejskich. Było to niezapomniane doświadczenie. Po 25 latach najsilniej utkwiło w mej pamięci poczucie pełnej wspólnoty, jaka wytworzyła się między nami, wysłannikami z miasta, a reprezentantami wiejskiej społeczności, poczucie wspólnoty, u której podstaw było wzajemne zaufanie i głębokie, dające wewnętrzny spokój przekonanie, iż przy naszym skromnym, wycinkowym udziale "odmienia się oblicze" Polski.
W Polsce upadał komunizm i zaczynała się transformacja.